aktywnispolecznie.org |
Wysłany: Sob 21:43, 11 Mar 2006 Temat postu: Smutek Azjatek (Wyznania gejszy) |
|
Konrad Godlewski 10-03-2006 , ostatnia aktualizacja 10-03-2006 18:42
Od piątku w kinach "Wyznania gejszy" Roba Marshalla. To kolorowa baśń z Orientu, która brzmi fałszywie, bo ma happy end
Komponując operę "Madame Butterfly", Giacomo Puccini nie przypuszczał zapewne, że przyprawia azjatyckim kobietom gębę, która przylgnie do nich na długie lata. Od premiery w 1904 r. słynna opera wystawiana i trawestowana była niezliczoną ilość razy, utrwalając w zachodnim odbiorcy przekonanie, że historie z życia Japonek, Chinek czy Wietnamek muszą być tragiczne.
"Wyznania gejszy", uhonorowany trzema Oscarami film według bestsellerowej powieści Arthura Goldena, to wariacja na temat romantycznego schematu rodem z "Madame Butterfly". Bohaterką jest również japońska dziewczynka, imieniem Chiyo (Zhang Ziyi), sprzedana do domu gejsz w Kioto. Napotkany na ulicy przystojny biznesmen (Ken Watanabe) kupuje jej słodycze i daje parę groszy. Dziewczynka zakochuje się w pierwszym człowieku, który okazał jej serce, i postanawia, że zostanie prawdziwą gejszą i zdobędzie jego miłość. Po wielu latach i perypetiach zbliża się do ukochanego i obmyśla intrygę, za pomocą której chce mu okazać uczucie. Zostaje jednak zdradzona i kompletnie się kompromituje. W dramatycznym ujęciu oglądamy załamaną gejszę na krawędzi morskiego urwiska.
- Czemu, do diaska, nie rzuciła się ze skały? - dociekał po pokazie filmu dla prasy jeden z widzów. "Wyznania gejszy" kończą się bowiem happy endem, który do tej orientalnej baśni pasuje jak kwiatek do kożucha. Dlaczego?
Piekło haremu
Przegląd książek i filmów, których akcja rozgrywa się na Dalekim Wschodzie, wskazuje, że najbardziej podobają nam się te ze smutnym zakończeniem lub opisujące kobiece losy jako pełne udręki. Takie są książki Jung Chang, Anchee Min, Shan Sa, Amy Tan, Lisy See i wielu innych autorek. W tej literaturze próżno szukać odpowiednika Bridget Jones czy polskiej Judyty, które przy udręczonych Azjatkach wydają się wręcz beztroskie. Powieść Goldena jest wyjątkiem.
Udaną trawestacją "Madame Butterfly" okazał się musical "Miss Saigon", w którym marynarza zastąpił żołnierz przybyły do Azji, żeby zwalczać Wietkong, a gejszę - wietnamska chłopka sprzedana do burdelu dla jankesów.
Filmem, który zwrócił uwagę świata na nowe chińskie kino był głośny obraz Zhanga Yimou "Zawieście czerwone latarnie" - historia kobiety, która zostaje kolejną żoną bogacza i toczy bój o jego względy z wyższymi rangą małżonkami.
Piekło haremu to jeden z najnośniejszych tropów inspirowanej Orientem literatury i kinematografii, przynajmniej od czasów noblistki Pearl S. Buck. W jej powieści "Imperial Woman" (1956) Cixi - ostatnia cesarzowa regentka Chin, w której sami Chińczycy chcą widzieć pozbawioną skrupułów uzurpatorkę, zostaje przedstawiona jako ofiara okrutnej "fali" panującej w cesarskim fraucymerze. Cixi przyjmuje reguły gry i odnosi zwycięstwo nad konkurentkami, ale ceną jest niewinność.
Motyw bezwzględnej walki między kobietami bardzo się podoba zachodnim czytelniczkom, które już od dawna nie muszą się borykać z problemem wielożeństwa. Pomysł Pearl S. Buck wykorzystała niedawno Shan Sa, żeby w "Cesarzowej" w analogiczny sposób opisać losy Wu Zetian - innej władczyni Chin, a Anchee Min w "Cesarzowej Orchidei" po prostu opowiedziała książkę Buck na nowo.
O serce niepokonanego szermierza walczą bohaterki głośnego "Przyczajonego tygrysa, ukrytego smoka" Anga Lee, a odgrywające je Zhang Ziyi i Michelle Yeoh spotkały się w "Wyznaniach gejszy" jako uczennica i jej protektorka. Rola wściekłej konkurentki przypadła Gong Li (gwieździe filmu "Zawieście czerwone latarnie"). Pisząc "Wyznania gejszy", Arthur Golden nie mógł nie docenić zalet schematu kobiecego "piekiełka" - równie nośnego jako motyw dozgonnej wierności u Cio-cio-san.
Biedne, delikatne i identyczne
Dlaczego zachodni odbiorcy tak lubują się smutku azjatyckich bohaterek?
- Ten stereotyp wynika z innego, który każe nam widzieć w Azjatkach istoty filigranowe, subtelne i wrażliwe. Wielu warszawiaków nie może się nadziwić, że wietnamskie bizneswoman ze stołecznych targowisk są cwane i przedsiębiorcze, w dodatku trwają na posterunku w największe mrozy - mówi dr Teresa Halik, wietnamistka z Uniwersytetu Warszawskiego. - Ten stereotyp jest zakorzeniony w czasach, kiedy Puccini pisał "Madame Butterfly". W Chinach panował wówczas okrutny obyczaj krępowania stóp, a w całej Azji powszechne było wielożeństwo. Każdy, kto zainteresował się Dalekim Wschodem, natykał się na niezliczone, smutne historie kobiet.
Na ten stereotyp nakłada się jeszcze inny, że mieszkańcy Dalekiego Wschodu są podobni. Reżyser "Wyznań gejszy" obsadził w rolach Japonek same Chinki, chociaż Chen Kaige, jeden z największy chińskich reżyserów, mówił przed premierą: - Chinka nigdy należycie nie zagra gejszy.
Dlaczego? W "Wyznaniach gejszy" panie Zhang, Gong i Yeoh świetnie odegrały dramatyzm całej historii, ale w ich ukłonach nie ma pokory, którą widać w ukłonie pierwszej lepszej Japonki z ulicy. Sposób, w jaki poruszają czy uśmiechają się Chinki, jest zupełnie inny - co przyzna każdy, kto choć dłużej mieszkał na Dalekim Wschodzie. Chinki w rolach gejsz wyglądają tyleż ujmująco i sztucznie, co Izabella Scorupco w roli Heleny w "Ogniem i mieczem". O ile jednak Scorupco niewiele mówiła, żeby nie zdradzić się obcym akcentem, bohaterki "Wyznań gejszy" brylują zgrzytliwą angielszczyzną, którą świetnie znają importerzy sprowadzający z Chin obuwie, fajerwerki i komputery.
"Wyznania gejszy" to film interesujący nie tyle ze względu na wartość artystyczną, ile jako amalgamat zachodnich stereotypów na temat Dalekiego Wschodu. Dzisiejsze Azjatki mają coraz mniej wspólnego z gejszami i konkubinami - wystarczy zajrzeć do książek Banany Yoshimoto, Mian Mian czy Wei Hui.
Butterfly była mężczyzną!
W archetypowej Azjatce z "Madame Butterfly" kulturoznawcy chcą widzieć metaforę Azji z przełomu XIX i XX wieku - słabej i podporządkowanej zachodnim metropoliom. Chociaż ta Azja jest już wspomnieniem, archetyp nadal żyje, jakby miał przesłonić obawy "bladych twarzy" przed rosnącą potęgą dalekowschodnich państw.
Mit Madame Butterfly kapitalnie zdekonstruował amerykański dramatopisarz chińskiego pochodzenia, David Hwang w sztuce "M. Butterfly" z 1988 roku. To historia francuskiego dyplomaty, który uwodzi śpiewaczkę chińskiej opery. Kochanków rozdziela maoistowska rewolucja kulturalna, a kiedy Francuz dowiaduje się, że dziewczyna ma dziecko, ściąga ją do Francji. Tu wychodzi na jaw, że śpiewaczka tak naprawdę jest mężczyzną (w operze pekińskiej kobiece role odgrywali aktorzy, którzy opanowali tę sztukę do perfekcji), w dodatku agentem chińskiego wywiadu! Nieszczęsny dyplomata zostaje aresztowany jako zdrajca. W więziennym teatrzyku przebiera się za japońską gejszę i recytując kwestię z opery Pucciniego, podcina sobie żyły odłamkiem stłuczonego lustra. |
|